Miało być tak pięknie...
Jakieś trzy, może cztery lata temu wyobrażałam sobie, że
mając 30 lat moje życie będzie już zdecydowanie inne. Co to znaczy? Stabilne, z
równowagą i poczuciem bezpieczeństwa, pełne miłości, prawdziwości i pewności,
że jestem w odpowiednim miejscu z odpowiednimi ludźmi. Wtedy nawet w planach
nie było jeszcze Dziewczyny w trampkach, która nie da się ukryć – okazała się
największym huraganem mojego życia.
Dlatego też mając 28 lat (kiedy ją stworzyłam) nie dążyłam
do realizacji tych planów, odpuściłam i żyłam chwilą ciesząc się, że nareszcie czuję
to upragnione szczęście spełniając swoje
marzenia.
Pamiętam dokładnie dzień moich 30 urodzin, to było rok temu.
Nie było mnie w Polsce, uciekłam. Chciałam być daleko od miejsc i ludzi, którzy
kilka tygodni wcześniej potraktowali mnie jak przedmiot – rzecz, która przecież
nie ma ani uczuć ani serca.
A ja to serce mam, mimo tego, że wielu myśli inaczej. Zabawa
słowami i odłożenie człowieka „na półkę” jak maskotkę, boli. Także i mnie.
Tego dnia nie oczekiwałam niczego – ani setek życzeń ani
prezentów ani fajerwerek. Chociaż kilka miesięcy wcześniej tak sobie to
wyobrażałam. Chciałam mieć prawdziwe 30 urodziny, wielką imprezę z ludźmi,
którzy wydawało mi się, że są dla mnie ważni. Duże balony, tańce na ogrodzie,
tort i super wspomnienia. Przecież raz kończy się te 30 lat…
Rzeczywistość jednak szybko sprowadziła mnie na ziemię. Musiałam się odnaleźć tu i teraz, co nawet dla mnie, walecznego lwa, nie było łatwe.
Jedyne czego się nie spodziewałam to tego, że ktoś mi zabierze poczucie bezpieczeństwa, które od lat ma dla mnie największą wartość.
Nie wiem czy wiesz co znaczy: „Czuję, że nie czuję nic!”? To
jest taki stan, że wszystko Tobie jedno. Idziesz przez życie, ale biernie. Bez uśmiechu
i bez okazywania emocji. Bo tak naprawdę nie wiesz czy płacz ma tutaj jeszcze
jakikolwiek sens, czy lepiej, aby to wszystko spłynęło po Tobie, jak „po kaczce”.
Tego dnia miałam stan obojętności, który nie był mi dotąd
znany. Czułam się … Nawet nie wiem jakich słów użyć, aby móc to opisać. Może
nijak? Tak, to chyba jest dobre określenie.
Pomijając wiele szczegółów, moje 30 urodziny były
najgorszymi w całym życiu. Tak o nich myślałam. Bo jak można to podsumować
skoro od południa płaczesz, czujesz się obco w miejscu, gdzie miałaś czuć się
bezpiecznie i mało tego jesteś w innym kraju oraz nie wiesz dokąd masz pójść?
Na szczęście w każdej złej historii pojawia się
Superbohater, który ratuje sytuację. I u mnie też się pojawił – mój kuzyn,
który od trzeciego roku życia zawsze się mną opiekował. Tym razem też mnie nie
zawiódł. Zalaną łzami zabrał mnie do siebie na kolację. Tam już czekała na nas
jego żona. Początkowo czułam niesamowity opór, aby tam pójść. Było mi niezręcznie,
tym bardziej, że to był pierwszy raz po kilku latach, kiedy miałam ją zobaczyć.
A ja tego dnia nie chciałam udawać – tłumić w sobie emocji, wypierać je, skoro
wcale nie było mi do śmiechu.
Jak się okazało – moje obawy nie były potrzebne, ponieważ
właśnie tam odnalazłam spokój i przede wszystkim zagubione poczucie
bezpieczeństwa. Nie musiałam żebrać o czas, prawdziwość – oni dali mi to na
tacy. Akurat w dniu, kiedy najbardziej tego potrzebowałam.
Nasze rozmowy nie miały końca. Wyszłam od nich dopiero nad
ranem. Mimo tego, że dali mi ładny prezent – szczerze? Nie miał on wtedy dla
mnie żadnego znaczenia.
Bo to wszystko co przeżyłam sprawiło, że zaczęłam doceniać
coś więcej. Nie ulotne chwile, które są tylko zabawą i niczym więcej, nie
kolejną zbędną rzecz, która albo mi się spodoba albo i nie.
Dojrzałam już do tego, aby doceniać wartościowych ludzi,
cenne i szczere rozmowy, czas, zaangażowanie.
Nie oczekiwać, nie planować, a miło się zaskoczyć i być
wdzięczna za to, że mogę tego doświadczyć.
Dzisiaj jest kolejny 5 sierpień, właśnie weszłam w 31 rok mojego życia. Miałam spełnić swoje kolejne marzenie i polecieć szybowcem, ale dziś mają wolne – mój pech. Powinnam już dawno być u moich rodziców, ale jakoś nie mam ochoty się pakować i wsiąść do pociągu…
Obudziłam się rano, zobaczyłam słońce za oknem i pomyślałam
sobie: Mój dzień!, ale nie różni się przecież od tego wczorajszego. Dlatego mam
zamiar spędzić go inaczej niż zazwyczaj. Pójść na siłownię i dać z siebie MAXA.
Kupić najlepszego w mieście pączka i wsadzić w niego urodzinową świeczkę. No i
co najważniejsze – zmierzyć się z wyzwaniem, które odkładam od roku. Dzisiaj
wiem, że nareszcie jestem na to gotowa…!
Tego dnia zamiast oczekiwać chcę być po prostu wdzięczna!
Tym, którzy pamiętali o moich urodzinach i od rana już się do mnie dobijają z
życzeniami. Co jest dla mnie ogromnym zaskoczeniem, bo mało kto o nich wie (na
Facebook’u nie mam tej informacji podanej). Za ludzi, którzy są prawdziwi i dają mi
wsparcie. Za możliwości, wytrwałość, asertywność, odwagę i moje kreatywne
pomysły. Za świadomość, która sprawia, że z każdym dniem jestem lepszą wersją
siebie. Za kolejny rok doświadczeń. Za wiarę, która nie daje mi się poddać.
I za to, że jestem MOTYLEM, który ma odwagę pofrunąć i
odkrywać świat!
PS Gdzieś w głębi jednak czuję, że ten dzień będzie jednak inny od
wczorajszego. ..