Ambicje – to one przysłaniają nam cały świat!
Pamiętam jeden z moich pierwszych wywiadów, jaki udzieliłam
MTV24.TV. Zapytano mnie w nim: „Czy zbyt wielkie ambicje bywają zdradliwe?”. Bez
chwili zastanowienia odpowiedziałam: Oczywiście! Sama doskonale poznałam to na
własnej skórze…
Na każdym etapie mojego życie stawiałam sobie wysoko
poprzeczkę. Myślałam wówczas, że jest to dla mnie mobilizacja w dążeniu do celu,
ale przyznaję, że to nie był jedyny powód. Ważniejsze było dla mnie to, aby
udowodnić mojemu tacie, że potrafię, że jestem silna, że zawsze dam sobie radę.
Chciałam, aby był ze mnie dumny i w końcu mógł mnie pochwalić, bo praktycznie
tego nie robił.
Myśląc właśnie takimi kategoriami (przez długie lata) – aby
coś komuś udowodnić, zaczęłam uczestniczyć w wyścigu szczurów, który pozbawił
mnie radości z życia.
Kiedy osiem lat temu przyjechałam do Poznania, zachłysnęłam
się możliwościami, jakie pokazał mi ten nowy, wielki świat. Dla
dwudziestoletniej dziewczyny było to jak „szansa na sukces”, która prowadziła
na sam szczyt… Chciałam być biznes woman, która w eleganckiej garsonce i
szpilkach będzie przemieszczała się po całej Polsce. Paradox życiowy był jednak
taki, że kończyłam właśnie studia dziennikarskie i zaczynałam pracę jako konsultantka
ds. pielęgnacji w selektywnej marce kosmetycznej. Trzeba przyznać, że nijak to się
miało do moich ambitnych planów, ale wychodziłam z założenia, że od czegoś
trzeba zacząć. Kierując się rozsądkiem
ślepo brnęłam w świat, który z każdym krokiem był dla mnie coraz bardziej obcy…
Początkowo cieszyłam się ze stabilnej pracy i życia na
walizkach. Można powiedzieć, że spełniałam swoje ambicje, które dawały mi
niezależność, nie tylko finansową. Ale wiadomo, że każde zachłyśnięcie kiedyś
przemija i wtedy chce się więcej… Tylko
pytanie czego?
Jako jedynaczka moi rodzice odgrywali i nadal odgrywają
niesamowicie ważną rolę w moim życiu. W szczególności mama – moja powiernica i
prawdziwa bohaterka, która zawsze czuje, kiedy jej dziecko potrzebuje wsparcia.
Pozornie miałam wszystko – rodzinę, pracę, pieniądze, duże grono znajomych i
przyjaciół, uśmiech na twarzy, liczne wyjazdy zagraniczne na swoim koncie. Niby
wszędzie było mnie pełno, a jednak za mało tam, gdzie naprawdę powinnam być. W
tym codziennym pędzie zaniedbałam osoby, które kochały mnie bezgranicznie. Ciągle
miałam dla nich za mało czasu, aby mogli się mną nacieszyć.
Ludzie zazdrościli mi mojego życia, a ja czułam się w nim
zagubiona i rozdarta. Wbrew pozorom brakowało mi pewności siebie, aby zrobić
ten jeden krok, który dodałby mi odwagi w spełnianiu marzeń. Nie byłam
szczęśliwa, udawałam że jestem, a kiedy przychodziły wieczory płakałam
ukradkiem i prosiłam Boga, aby dał mi siłę do walki o nowe, lepsze jutro.
Gdzie w tym wszystkim byłam JA?
Przez całe swoje życie wiedziałam, że chce osiągnąć sukces,
ale nigdy nie potrafiłam go zdefiniować. Dopiero wieloletnie doświadczenia, nie
jedna pokonana porażka pomogły mi zrozumieć sens mojego życia i moich pragnień. Będąc młodym człowiekiem często chcemy podbić świat. Każdą
szansę, jaką daje nam los, wykorzystujemy angażując się w działania nawet 200%.
Poświęcamy swój czas, życie prywatne, niekiedy też ludzi myśląc, że praca i
pieniądze są najważniejsze. Chcemy zdobywać awanse, zwiększać standard życia i
tym samym wpadamy w pułapkę, która zatacza się w błędne koło. Im więcej dajemy
z siebie, tym więcej od nas wymagają – przecież w miarę jedzenia apetyt rośnie.
Stajemy się robotem, który przestaje marzyć i tak jak Kuba Błaszczykowski
powiedział: „(…) zabija siebie gdzieś tam wewnętrznie, jako osobę, jako
człowieka”.
Moje życie przed zdradliwymi ambicjami i chęcią posiadania
„więcej” uratował jeden moment, kiedy o mały włos nie zginęłam w wypadku
samochodowym. Wtedy zrozumiałam, że najważniejsze jest to, aby kochać i być
kochanym, cieszyć się z małych rzeczy, które mają wartość. Dążyć do
samorealizacji i robić coś z pasją niż tylko dla pieniędzy. Tworzyć własną
historię pokazując tym samym swoją autentyczność niż zakładać na twarz tysiące
masek. Otaczać się ludźmi, którzy cenią Cię za osobowość, a nie zasobność
portfela.
I przede wszystkim BYĆ SOBĄ - zawsze i wszędzie!
PS Złota myśl od Dziewczyny w trampkach:
Nie pozwól, aby
ambicje przejęły kontrolę nad Twoim życiem! Nigdy nie przestawaj marzyć!
Pamiętaj, że SUKCES nie jedno ma imię, to nie tylko sława i pieniądze. Nie idź
w życiu na łatwiznę, nie bierz tego, co Tobie dają, twórz swój świat, na własnych
zasadach, ciesząc się pełnią życia i biorąc z niego to, co najlepsze.
Najgorsze, co możesz sobie zrobić, to zatracić swoją oryginalność w wyścigu
szczurów. Pieniądze ułatwiają życie, ale nie zastąpią prawdziwego człowieka,
który będzie dla Ciebie ramieniem w trudnych chwilach.
Pamiętaj, że „każdy z nas jest motylem,
najważniejsze, aby miał odwagę pofrunąć
i
odkrywać świat”.
A tymczasem śledź moje kroki, na pewno Cię
zaskoczą:
0 komentarze:
Prześlij komentarz